Jaka metoda nauki

Temat przeniesiony do archwium.
Witam was wszystkich.

Niestety mam duży problem z nauką języków obcych. Jestem 27 lakiem i etap edukacji mam już za sobą. Dzięki studiowaniu poznałem jak skutecznie się uczę.
Wynika z tego, że czytanie na głos w moim przypadku sprawdza się najlepiej i zazwyczaj samo przeczytanie książki z danym materiałem wystarcza mi. Nie lubię też rozbijać materiału na mniejsze części by uczyć się w dłuższym czasie. Dużo efektywniej edukuję się, gdy materiał przyswajam intensywne, dwa dni po 6-7 godzin. Pamięci raczej nie mam słabej. Nie rozumiem więc dlaczego z językami idzie mi fatalnie i to zarówno tymi, których uczyłem się w szkole jak i próbowałem samemu. Praktycznie zerowa efektywność.

Jeżeli chodzi o to czytanie to może podam przykład. Z matematyki zawsze byłem nogą mimo, tego nigdy nie odczuwałem do tego przedmiotu obrzydzenia ponieważ znam wartość tej dyscypliny dla nauki. Na studiach mając dostęp do większej literatury zacząłem czytać biografie matematyków oraz książki stricte matematyczne. Nie rozumiałem ich praktycznie wcale, ale czytałem je jakby to była jakaś powieść. Tak się złożyło, że pod koniec studiów miałem przedmiot w pewien sposób związany z matematyką i statystyką z osobą, która pierwsze dwa doktoraty robiła z nauk ścisłych .
O dziwo dla mnie, Kiedy kończył się już cykl zajęć, ta osoba stwierdziła, że musiałem być bardzo dobry z matematyki, kiedy powiedziałem jej, że miałem dwójkę to nie chciała uwierzyć, po czym, próbując wybrnąć z tej sytuacji stwierdziła, że muszę mieć świetnie opanowane podstawy.

Dlatego się zastanawiam jak to przełożyć na naukę języków kiedy nie rozumiem nic co czytam, a tłumaczenie ze słownikiem odbiera mi radość czytania i nie pomaga w przyswajaniu zwrotów. Miałem łacinę jako translację z tego języka na polski to też wiem, że nic mi to nie daje, jeżeli chodzi o rozumienie tekstu i przyswajanie zwrotów.
Zauważyłem również iż ucząc się na pamieć po jakimś czasie zapominam wcześniejszy materiał mimo powtórek. Bądź odtwarzam te lekcje jakiś automat. Wystarczy, że ktoś zmieni jedno zdanie i leżę z całością. Takie sytuacje powodują, że chociaż mam zapał i motywacje, to brak jakichkolwiek efektów zabija dalsze chęci do nauki. Nie wiem już co robić może ja jestem jakiś upośledzony w tym kierunku. Mam stwierdzoną dysortografie. Mimo jakiejś tam pracy( pisanie opowiadań, przepisywanie słówek, znajomość zasad pisowni) nie pozbyłem się tego dziadostwa. nadal robię multum błędów. Przepraszam, za tak długi tekst i że jest on na forum języka francuskiego. Po prostu myślę, że romaniści bardziej rozumieją niuanse nauki. Nie wiem już co robić.
Witaj!

Ciężka sprawa, ale się nie przejmuj ;) Spróbuję wyrazić swoje zdanie, ale od razu zaznaczam, że nie jestem żadną lingwistką, filologiem, nauczycielem itp., w związku z czym o metodach nauki wiem tylko tyle, ile na sobie sprawdziłam. Opiszę Ci więc moje wnioski oparte na swoim własnym doświadczeniu.
Efektywność przyswajania wiedzy przy intensywnej nauce - w czasie studiów, a nawet wcześniej stwierdziłam, że najlepiej mi się uczy właśnie poświęcając kilka, czasem kilkanaście godzin pod rząd na wkuwanie materiału przed np. egzaminem, czyli tutaj mamy podobnie ;) Studiowałam kierunek (a nawet dwa) humanistyczny, więc na brak "rozrywki" narzekać nie mogłam. W tym samym mniej więcej czasie zaczęłam się uczyć francuskiego i bardzo szybko sobie uświadomiłam, że metoda "krótko, ale intensywnie" w tym wypadku absolutnie sprawdzać się nie będzie. Trochę czasu zajęło mi, zanim znalazłam odpowiedni dla siebie sposób nauki języka.

Ale do czego zmierzam... Mam swoją teorię na temat różnicy w nauce do np. jakiegoś egzaminu a nauce języka. Uczenie się do zwykłego egzaminu to nie jest wkuwanie na pamięć jakiegoś przemówienia, tak? Więc najprawdopodobniej nauka polega na zapamietywaniu słów-klucz i jakiś logicznych powiązań miedzy nimi, faktycznie więc na pamięć uczymy się tylko jakiegoś wycinka całego materiału, który mamy do opanowania. Resztę nasze "genialne" mózgi same sobie dopowiadają ;) W przypadku języka tak się nie da. Nie da się nauczyć "trochę", a resztę umysł w jakiś magiczny sposób sobie dopowie. Niestety :( Na początku był to dla mnie problem, bo "chciałam już, tu i teraz, natychmiast" przy podobnie minimalnym wysiłku, jak w przypadku nauki do egzaminu. Z podkreśleniem na minimalny. Nauka języka - mimo, że ja uwielbiam się języków uczyć i raczej z tym problemów nie mam - potrafi być męcząca, nużąca itp. Bo materiał trzeba powtarzać w kółko, trzeba wracać do starych rzeczy, których dawno się nauczyliśmy i wydaje (!) nam się, że już je znamy itp. Nauka języka to jest proces żmudny, długi i oparty na systematyczności więc moja sugestia jest taka, że raczej lepiej materiał sobie rozbić na mniejsze partie i nastawić się na naukę właśnie w dłuższym czasie. Myślę, że to aż tak wielkim dyskomfortem nie będzie. Gorzej z nudą, która na pewno się pojawi - to Ci gwarantuję. Przeszłam przez to i nawet udało mi się znaleźć sposób, że to jakoś zminimalizować - zaopatrzyłam się w trzy różne podręczniki do francuskiego, ale na tym samym poziomie. Przerabiałam je równocześnie, więc jak miałam jednej książki dość, to brałam drugą - bez stresu, bo miałam pewność, że wszystkie trzy maja opracowane te same tematy, tylko w innym układzie, więc za każdym razem miałam poczucie, że albo uczę się czegoś zupełnie nowego, albo powtarzam. I nie było potrzeby, żeby wracać do wcześniejszych topików, które mi się opatrzyły i zdążyłam je już "znienawidzić";) Plus oczywiście mnóstwo ćwiczeń itp.

Podstawowy cel w nauce języka - moim zdaniem - to wyrobienie w sobie nawyku. I nie chodzi mi o nawyk uczenia się, ale o takie przyswojenie swobie słówek, konstrukcji gramatycznych itp., żeby je stosować w pewnym sensie "bezmyślnie". I nie da się tego osiągnąć inaczej, jak tylko i wyłącznie wałkowaniem w kółko tych samych rzeczy, czasem szukaniem analogii lub skojarzeń z pojęciami, słówkami itp. z innego języka (ale to chyba rzadziej). Dobrą metodą jest też stanie przed lustrem (choć niekoniecznie) i wymyślanie przykładowych sytuacji z użyciem słówek i konstrukcji z danego zakresu. U mnie to działa.

Z Twojego postu wyciągam jeden zasadniczy wniosek - jesteś nastawiony na natychmiastowe rezultaty - dokładnie takie same, jak przy "zwykłym" uczeniu się. Ja też tak miałam, ale szybko to zweryfikowała i określiłam, co może być największą przeszkodą w nauce (wyszło mi, że nuda powtarzania materiału). W prawdzie napisałam, że z nauką języków nie miałam nigdy problemów, ale np. francuskiego zaczęłam się uczyć stosunkowo późno, sama, od zera, bez wcześniejszego kontaktu z jakimkolwiek innym językiem romańskim czy łaciną, więc musiałam jeszcze pokonać własne lenistwo itd. Czasem bawiłam się sama ze sobą w detektywa, który rozwiązuje "zagadki językowe", które sprowadzały się do najzwyklejszego tłumaczenia zdań :) Oczywiście nie wszystkie słowa tłumaczyłam, ale pojedyncze i próbowałam rozszyfrować resztę, potem ewentualnie weryfikowałam, czy miałam rację. To się chyba nazywam rozumieniem kontekstowym. Nie jest to w żaden sposób odkrywcza metoda, ale zmusiła mnie nieco do zmiany nastawienia - nie "znowu trzeba tłumaczyć", ale "oo, nowa zagadka do rozwiązania". W sumie sama z siebie się śmieję, ale w przypadku nauki języków, nauka przez zabawę jest chyba skuteczna w każdym wieku ;) A tak poważnie, to trzeba w sobie wzbudzić ciekawość i skupiać się na drobnych rzeczach, a nie na reszcie ocenu ("Boże... jeszcze tyle tego..."). Gorzej jeżeli jest przymus i trzeba się na za tydzień nauczyć setki słówek, ale to juz inna historia. Piszesz, że edukację masz juz za sobą, więc prawdopodobnie języka chcesz się uczyć dla siebie i możesz to robic w swoim tempie.

Jest jedna rzecz, do której ustosunkować się w żaden sposób nie potrafię. Dysortografia. Nie mam zielonego pojęcia, jaki jest realny wpływ tego "dziadostwa" ;) na naukę języka. Może jest rzeczywiście duży i sabotuje Twoje wszelkie wysiłki, a może tylko w Twoich oczach urósł do dużego problemu i to Cię w jakiś sposób blokuje. Nie chcę się na ten temat wypowiadać, bo się na tym nie znam. Nie zetknęłam się też nigdy bliżej z dysortografami - szczególnie w czasach mojej edukacji, więc nawet z doświadczenia nie jestem w stanie powiedzieć, jakie problemy miały te osoby z nauką języków.

Podsumowując, napiszę Ci kilka zasada, do których ja się staram stosować przy nauce:
- Nastawienie na naukę, a nie efekty - przynajmniej na początku, żeby opanować podstawy.
- Nie przejmować się, że się nie pamięta tego, co się wcześniej nauczyło i powtarzało. Po którejś powtórce i to końcu i to wejdzie do głowy "na zawsze" ;)
- Zmiana nastawienia - patrzymy na to, co mamy przed nosem - im dalej będziemy się gapić, tym większy stres będzie.
- Jedna książka/podręcznik/repetytorium to za mało, bo szybko wkrada się nuda.
- Systematyczność, czyli małymi kroczkami do celu. Siedmiomilowe buty egzaminu nie zdają ;)
- Otaczanie się językiem. Ja słucham francuskiego radia. Na początku to, co słyszałam wydawało mi się strasznym bełkotem, potem przyzwyczaiłam się i zaczęłam rozróżniać początek i koniec poszczegółnych wyrazów, potem nawet rozumiałam pojedyncze słowa i frazy, a byłam na poziomie bardzo początkującym. Więc i takie coś działa ;)

Napisałam długi post, trochę pewnie nieskładny, ale chyba wszystko w nim zawarłam to, co chciałam. Mam nadzieję, że swoje wnioski też z tego wyciągniesz. Już nawet nie chcę mówić, że mam nadzieję, że choć trochę pomogłam, bo to wszystko co powyżej, mimo, że czasem brzmi jak "jedyna skuteczna metoda", takie na pewno nie jest. To są tylko i wyłącznie moje doświadczenia :)
W każdym razie, nie załamuj się. Głowa do góry. mam wrażenie, że jesteś ambitny i masz chęć nauki, więc to już połowa sukcesu. Teraz tylko ważne jest, żeby wypracować swoją metodę :) Trzymam więc kciuki :)
Pozdrawiam z Garfieldowej kanapy.
Bardzo dziękuje za odp. Jest w niej bardzo wiele przydatnych informacji.

Pozdrawiam ciepło.

« 

praca nauka fizjoterapeuci 2012

 »

Pomoc językowa - tłumaczenia